niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 2: Pudełka

Czy mieliście kiedyś tak, że straszliwie baliście się kolejnych minut swojego życia? Czas zdawał się zwalniać, nie docierały do was słowa innych? Jedyne na czym się skupialiście to drętwe nogi? Cóż, ja właśnie tak się czułam.
Moje oczy zostały zakryte ciemną chustką, przez co nie widziałam kompletnie nic. Ktoś chwycił moje ramię i zaczął prowadzić w nieznane mi miejsce. Czułam delikatny powiew wiatru na skórze, który choć na  moment odwrócił uwagę od mojego przerażenia. Po chwili omal się nie wywracając, wciąż trzymana zeszłam po jakiś schodach. Do moich nozdrzy napłynęła woń stęchlizny i wilgoci. Potem już tylko mocne pchnięcie i bolesny upadek.
Ktoś zdarł z moich oczu opaskę, a ja zamrugałam kilkakrotnie, chcąc przyzwyczaić oczy do delikatnego światła. Znajdowałam się w piwnicy, stosunkowo dużej. Przy ścianach poustawiane zostały drewniane półki, z różnymi rzeczami, na których teraz się nie skupiałam. Gdzieniegdzie walały się słoiki, niektóre rozbite, inne pokryte pajęczynami. Zauważyłam też kilka drewnianych skrzynek. Stara lampa dawała nikłe światło, a z pękniętej rury na suficie sączyła się woda.
– Niall, tym razem nie daj jej tyle swobody – powiedział mężczyzna, który patrzył na mnie z obrzydzeniem. Jakby widział we mnie paskudnego robaka. – Harry może tu być w każdej chwili.
Blondyn przytaknął, a wtem rozległo się wołanie.
– Percy rusz dupę!
Przerażający mnie mężczyzna ruszył drewnianymi schodami na górę i zatrzasnął drzwi.
Kiedy zniknął i nastała cisza, mój strach zmniejszył się o połowę. Spojrzałam na blondyna, który siedział na jednej z drewnianych skrzynek i mierzył mnie wzrokiem. Przeszył mnie dreszcz.
Zaczęłam zastanawiać się, co teraz będzie, czy wyjdę z tego cało i analizować możliwe drogi ucieczki. Niestety nie miałam pojęcia gdzie jestem i jak się tu dostałam. Jedyne na co mogłam liczyć to szczęście.
Podpierając się wilgotnej ściany, powoli wstałam. Niall obserwował mnie bacznie, a ja przełknęłam ślinę i uniosłam obie dłonie w geście kapitulacji. Zrobiłam krok do przodu, a czując ból w kolanie zatrzymałam się i syknęłam cicho. Musiałam się o coś uderzyć, gdy mnie tu wrzucali.
Moją uwagę przykuł stos równo ułożonych, szarych pudełek, na jednej z półek. Widząc, że blondyn nie ma nic przeciwko moim ruchom, powoli przemierzyłam piwnicę i stanęłam pod nimi.
Odwróciłam delikatnie głowę, spoglądając na niego, a gdy ten nie zmienił swojej pozycji, wróciłam wzrokiem do pudełek. Były one średniej wielkości, dość płaskie. Na każdym z nich widniało imię i, jak się domyśliłam, pierwsza litera nazwiska.
Harry S., Percy C., Zayn M., Niall H., Lily W., pełno z niczym mi się nie kojarzących imion. W pewnym momencie mignęło mi jedno.  Jake G.  Gdy tak patrzyłam na nie omal nie krzyknęłam.  Bo co imię mojego ojca robi w jakiejś piwnicy, w której właśnie jestem przetrzymywana?
Drżącą ręką sięgnęłam do wieka pudełka, chcąc zobaczyć co się w nim znajduję. W ogóle cała ta sytuacja wyglądała jak zgrupowanie sekty. Gdy tylko dotknęłam palcami pudełka, usłyszałam trzask otwieranych drzwi.
Natychmiast odskoczyłam od półki niczym oparzona i wyprostowałam się spięta. Niall podniósł się ze skrzynki i spojrzał, na niewidoczną dla mnie postać, albo raczej postacie.
Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam przed sobą wysokiego mężczyznę, ubranego na czarno. Wyglądał groźnie, gdy mierzył mnie swoim zielonym spojrzeniem od góry do dołu i z powrotem. Jedynym co odbierało mu stanowczości, były brązowe loki. Obok niego stał, o ile się nie myliłam, przerażający Percy, razem z Liamem pozbawionym emocji. Za nimi stało kilku mężczyzn i o dziwo jedna dziewczyna, która wydawała się być zdenerwowana. Towarzyszył jej prowadzący wcześniej samochód mulat.
Powróciłam wzrokiem do wysokiego i tęgiego mężczyzny, który wydał się być sto razy bardziej przerażający niż Percy.
– Jaki to zaszczyt – powiedział w końcu, patrząc prosto w moje oczy – Poznać córkę Granade’a – uśmiechnął się, jednak był to złośliwy, a nie przyjacielski gest.
Wszyscy w pomieszczeniu wymienili zdziwione spojrzenia i rozległy się ciche szepty.
– Skąd znasz mojego ojca? – zapytałam, piskliwym głosem.
Całkowicie nie rozumiałam sytuacji.  Chciałam poznać powód mojego pobytu tutaj i jak najszybciej się stąd wynieść. Nie, zaraz. Nie muszę wiedzieć po co tu jestem.
– Lily.. – powiedział, ignorując moje pytanie.
U jego boku, już po chwili, pojawiła się straszliwie wychudzona dziewczyna. Była wyprostowana, miała długie, ciemne włosy i mocno pomalowane oczy. Wyglądała na osobę, która nie jadła nic od tygodni.
– Zaprowadź naszego gościa na górę – powiedział, a Percy uniósł dłonie zirytowany – Coś ci się nie podoba Cavanag? – warknął w jego stronę.
On tylko mruknął coś pod nosem i złożył ręce na klatce piersiowej.
Zmarszczyłam brwi, gdy dziewczyna o imieniu Lily, chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła w stronę wyjścia. Jej kościste palce, zaciskające się mocno na mojej dłoni, spowodowały napływ dreszczy. Kiedy już otwierała drzwi, wyrwałam rękę z jej uścisku i zatrzymałam się, czując nagły przypływ adrenaliny.
– Nie! – warknęłam, patrząc na nią załzawionymi oczami – Nie jestem waszym gościem. Masz mi powiedzieć, skąd znasz mojego ojca i natychmiast mnie stąd wypuścić! – wskazałam palcem na zielonookiego.
Wtedy właśnie zrozumiałam, że to był błąd.
– Słuchaj księżniczko – powiedział grobowym tonem, zbliżając się do mnie.
Powoli, z każdym jego krokiem i pokonanym schodkiem, miałam ochotę cofnąć to co powiedziałam. Wyglądał na nieźle wpienionego.
– Gdybyś nie zauważyła, nie ty dyktujesz tu warunki. A jeśli chcesz stąd wyjść, to lepiej dojrzyj w moje dobre serce i rób co ci karzę. – wywarczał.
Przełknęłam ślinę, a gdy już otwierałam usta, by coś powiedzieć, poczułam delikatny uścisk na ramieniu.
– Uwierz mi, lepiej stąd chodźmy – usłyszałam cichy, damski głos.
Spojrzałam na brunetkę, która posłała mi ciepły, lekko zdenerwowany uśmiech. Chyba sama wolała się jak najszybciej stąd ulotnić. Otworzyła drewniane drzwi  i wyszła, pociągając mnie za sobą.
Od razu, gdy tylko przekroczyłam próg, poraziło mnie światło. Znajdowałam się w dużym holu. Podłoga wyłożona została idealnie białymi płytkami. Na suficie wisiało chyba z dziesięć wielkich lamp, których światło odbijało się od posadzki. Po lewej znajdowały się drzwi.
Widząc, że owa Lily nie zwraca na mnie uwagi, czym prędzej podbiegłam do nich i chwyciłam za złotą klamkę.
– Są zamknięte – usłyszałam jej głos. Stała, opierając się o ścianę i przypatrywała mi się z uniesionymi brwiami.
Nacisnęłam klamkę, by sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest. Cholera. Wypuściłam powietrze, drżącymi ustami, chcąc powstrzymać napływające łzy. Jak mogłam nawet pomyśleć, że są otwarte? Zacisnęłam pięści i powolnym krokiem podeszłam do czekającej dziewczyny.
– Kawa czy herbata? – zaczęła tak, jakbym była jej dobrą przyjaciółką, przychodzącą na plotki – Mogłabyś mieć do wyboru jeszcze czekoladę, ale Niall wypił ostatnią saszetkę – mruczała pod nosem, prowadząc mnie do kuchni.
Była równie biała, jak hol. Rozświetlona tysiącami małych żaróweczek, który powieszone zostały przy suficie.  Na jej środku znajdował się szklany stół z dosuniętymi białymi krzesłami. Było ich sześć. Kuchnia była cztery razy większa od tej, znajdującej się w moim domu.  Białe blaty ciągnęły się przy ścianie, zakręcając w pewnym momencie.
Brunetka, przeszukiwała szafki na ścianie, a ja zauważyłam brązowe, mokre ślady, ciągnące się za mną. Moje serce prawie wyskoczyło mi z gardła, gdy zorientowałam się, że to ja je zostawiłam. Dopiero w tamtym momencie zorientowałam się, że moje buty są ubłocone i przemoczone. To samo tyczyło się nogawek moich spodni. Jednak w tamtym momencie mało mnie obchodziły moje ubrania.
– Herbata malinowa, może być? – odwróciła się do mnie, uśmiechając i trzymając  dłonie kwadratowe opakowanie.
Patrzyłam na nią i zapewne wyglądałam jak syn marnotrawny. Ona jednak spokojnie, wciąż się uśmiechając czekała na jakiś odzew z mojej strony. W końcu skinęłam głową, a ona chwyciła kubek i zaczęła parzyć mi herbatę.
– Jezu, ta podłoga nigdy nie była taka brudna – usłyszałam męski głos tuż za mną, przez co włos zjeżył mi się na plecach.
Odwróciłam się, patrząc w brązowe oczy mulata, który po chwili podszedł do brunetki, kładąc głowę na jej ramieniu. Ona odsunęła się od niego, posyłając mu wściekłe spojrzenie.
– Dobrze wiesz, że tak mnie nie przekonasz – warknęła w jego stronę.
– Lily, wiesz dobrze, że nie mam na to wpływu – mruknął, siadając na blacie.
Dziewczyna zignorowała go i podeszła do mnie z uśmiechem, wręczając kubek z parującym napojem. Delikatnie pchnęła mnie w stronę szklanego stolika, a ja posłusznie przy nim usiadłam.
Skuliłam się na krześle, gdyż osobiście wolałam nie być świadkiem ich wymiany zdań. Jednak oni nie zdawali się tym przejmować. Wyglądało to jak starcie tytanów.
– Mogłeś chociaż coś powiedzieć! – podniosła głos, zbliżając się do niego .
– Słuchaj, pogadamy o tym później – powiedział spokojnie, patrząc na mnie katem oka.
Szybko spuściłam wzrok. Nie wiem kiedy przede mną pojawił się talerz z dwoma kanapkami. Kiedy je zobaczyłam, poczułam jak mój żołądek się przewraca. Mimo, że byłam głodna, odsunęłam od siebie talerz.
Wszystkie uśmiechy, które posyłała mi dziewczyna, zdawały się być sztuczne. Miałam wrażenie, że wszystko  co działo się w tym domu było ustawione i fałszywe. Lily zaprowadziła mnie do swojej zielonej sypialni i wręczyła komplet ubrań, w które miałam się przebrać. Były to zwykłe dżinsy i za duża koszulka.  Tą czynność wykonałam wręcz od razu, po zamknięciu się w łazience. Było mi zimno, a kiedy  przebrałam się suche ubrania i umyłam dłonie w ciepłej wodzie, poczułam się choć trochę lepiej.
Oparłam się o umywalkę, chcąc pozbierać myśli.  Jednak nie było mi to dane, gdyż po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
– Pospiesz się – głos Lily, przedarł się przez grube drzwi.
Przez chwilę rozważałam pozostanie w łazience, jednak na dłuższą metę ten plan by nie wypalił. Nie mogłam przecież siedzieć tu wiecznie, a prędzej czy później ktoś by tu wszedł. Zapewne mają zapasowe klucze.
Otworzyłam więc drzwi i stanęłam twarzą w twarz z brunetką.
– Tak ogółem, jestem Lily – wyciągnęła w moją stronę dłoń, a ja zastanawiała się po co ona to robi.
– Trish – uścisnęłam jej kościste palce, a jej uśmiech pogłębił się.
Prowadzona przez Lily zeszłam schodami na dół, do salonu.
Miałam wrażenie, że cały ten dom urządzany był przez jednego człowieka, bez grama wyobraźni. W salonie podłoga również była biała. Zostały tu poustawiane sofy o mlecznym kolorze, kilka małych stoliczków, wielki telewizor i o dziwo bilard, przy którym stało dwóch mężczyzn.
– Usiądź – powiedziała, wskazując na kanapę.
Dwójka mężczyzn popatrzyła na nas. Jednym z nich był Percy, z papierosem w ustach. Drugiego natomiast kompletnie nie kojarzyłam. Miał średniej długości, brązowe włosy, ubrany był tak ja zresztą każdy, na czarno. Na jego ramieniu spostrzegłam coś zielonego, jednak wolałam odwrócić wzrok i nie zastanawiać się co to jest.
Usiadłam na kanapie, a raczej skuliłam się w jej rogu, a miejsce obok zajęła Lily.
Czego oni ode mnie chcą? Brunetka siedząca obok, chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że nie jestem tu z własnej woli, lub zwyczajnie ją to nie obchodziło.
Na drugiej kanapie już po chwili usiadł nieznany mi brunet, a ja wreszcie dojrzałam co nosi na swoim ramieniu. Uniosłam brwi, widząc dziwne stworzenie, na kształt kameleona. A może to był kameleon? W każdym razie również patrzył na mnie, czarnymi ślepiami.
– Zabieraj stąd tego potwora. – warknęła Lily, a chłopak tylko zaśmiał się, patrząc na nią. – Mówię poważnie Louis!
Czy oni naprawdę nie rozumieją? Zaczęła wzrastać we mnie irytacja. Chcę stąd wyjść, a oni jak na złość  zachowują się normalnie. Tak jakby mnie nie widzieli. Tak, jakby nie dostrzegali całej sytuacji.
Nagle nastała cisza, a chłopak zaczął wpatrywać się na kogoś za mną. Odwróciłam się i spojrzałam w zielone oczy. Przełknęłam ślinę, widząc chłodny uśmiech, który nie zwiastował nic dobrego.

10 komentarzy:

  1. uuuuuuuuuuuu! świetny rozdziałek, czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, hm, hmm. Przed chwilą przeczytałam rozdział 1, skomentowałam i gdy już miałam opuścić twojego bloga, pojawił się rozdział 2, dla mnie to bardzo dobra wiadomość. Nadal nie wiem co powinnam sądzić o bandzie Harry'ego.. bo chyba tak powinnam ich nazywać? Każdy z nich ma w sobie coś tajemniczego i niezwykłego zarazem. Nie mogę rozgryźć głównego założenia tej historii, bo przyznam ci się, że bohaterowie zachowują się zupełnie inaczej niż mogłabym sobie wyobrażać. Niby są porywaczami, ale tak się nie zachowują.. Tak jakby niektórzy z nich mięli gdzieś to czy towarzyszy im zupełnie obca osoba. Zapowiada się bardzo ciekawie. :)
    Pozdrawiam Morgan Jade. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja ciekawość jest coraz większa...czekam na kolejny rozdział:)
    @Kayka_U

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny :* chce więcej :) czekam na następny :) @SexyKociak_xo

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja to nigdy nie wiem co napisać.. Rozdział jest wspaniały i na pewno będę czytać dalej bo uwielbiam tego typu opowiadania ;)
    Sophie xx

    OdpowiedzUsuń
  6. niesamowite!! jujku next xD Kto będzie #Nightmare Alexis?? Zapraszam do siebie http://nightmare-zayn-malik-ff.blogspot.com :) licze na komcie :) @Jestemsobaxx

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę o nexta, bo to jest świetne!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Um... Niegrzeczny Harry xD Juz lubie to opowiadanie ;)
    Z niecierpliwością czekam na nexta <3
    Pozdrawiam!

    http://be-strong-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Te porwanie (z początku) myślałam, że będzie przypominać jakąś telenowelę... Wiesz, ktoś się w kimś zakocha, ktoś komuś gębę przestawi i wszystko wróci do normy... JEDNAK! Jednak, jest inaczej i już to opowiadanie zaczynam lubić... Dlaczego?

    Innowacje są fajne, pociągające i interesujące ;)

    Lily wydaje się być sympatyczna, ale czy to tylko pozory, czy prawda?

    To jakaś sekta, czy mafia...? Hmmmm... Lepiej zajrzę do rozdziału kolejnego, to może się więcej dowiem ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach... pamiętamy to pierwsze spotkanie Trish z pudełkami, w których są te ważne rzeczy dla każdego z członków gangu.... coś niesamowitego. :)

    OdpowiedzUsuń